wtorek, 4 listopada 2014

Kurva, czyli krzywa, po szwedzku


Czasem żeby coś zbudować, najpierw trzeba coś zniszczyć. Zastanawiam się tylko czy w procesie wykańczania mieszkania bardziej cierpią moje ściany czy moja psychika. Do listy osób wykonujących znienawidzone przeze mnie zawody, obok lekarzy i handlowców, dopisuję deweloperów i budowlańców. Osoby, które niestety mają nad Tobą czasową przewagę szybko stają się Twoim utrapieniem. Jedyne co możesz zrobić to uzbroić się w prawnika, inspektora nadzoru i ekipę remontową, wszystkich z najwyższej półki, bo będzie to Twoja jedyna i najsilniejsza tarcza. Będą oni stać na straży przekraczanych terminów, niedozwolonych zapisów, niewyfrezowanych nawiewników, prostych ścian i wszelkich możliwych niedoróbek, o których istnieniu pół roku temu nawet nie śniłeś. Musisz być przygotowany do tego, że na każdym kroku deweloper i jego świta będą chcieli Cię wyruchać w dupala i pozostawić pogrążonego w otchłani rozpaczy, z ogołoconym kontem i lecącą ratą kredytu, ze ścianami tak krzywymi, że można wpaść w trans od samego patrzenia. Pazerność i tzw. "polska mentalność" na chwilę obecną mnie pokonały. Posunęli się o jedną krzywą ścianę za daleko.

Gustownie pęknięty sufit. Sztuka nowoczesna.

Finezyjnie wywiercone otworki, w końcu frez jest dla nudziarzy. Performance.

Głuche płytki na balkonie. Modern jazz.

Zwichrowana ściana. Cirque du Soleil.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz